-

Jacek-Jarecki

By nie być gołosłownym, zabrałem się w święta do pracy

Wstałem, rozumiecie, o siódmej. Patrzę, a tu święto. Wszyscy śpią. Wypuściłem suczki na dwór, wpuściłem je z powrotem. Dałem im po kawałku schabu w galarecie ( ale o tym cicho, bo niby, że ja zjadłem ) i nasmarowałem początek szóstego rozdziału. Opublikuję w swoim czasie cały, ładnie poprawiony, ale co mi tam szkodzi...

Sytuacja jest taka, że chłopaki zagrali u bukmachera i wszystko im się pięknie zgadza. Rozdział piąty kończy się tak: 

Jego rozmyślania przerwał Porter, informując go łaskawie, że wyniki do przerwy, te cyfry w nawiasach, jak wyjaśnił, zgadzają się w stu procentach. Uśmiechnął się na takie dictum, bo jak mogłoby być inaczej, skoro mecze zostały rozegrane przed stu laty. Zdziwiły go tylko obawy towarzysza, że ciągle wygrywając, mogą zwrócić na siebie uwagę.

- W końcu, o to nam chyba chodzi? – spytał retorycznie. Miałby dotrzeć do świadomości ludzi, dzięki tak błahej sztuczce? Przejrzał w pamięci tabele i zestawy spotkań. W końcu były to tysiące faktów. Mieli czas, co znaczyło, że mieli też szansę. - Czym szansa dla szympansa – zrymował sentencjonalnie i odwrócił się od okna.

Od momentu, gdy podał wyniki tych, jak się okazało, meczów piłkarskich, dręczyła go myśl, że zapomniał o czymś ważnym. Ba, najważniejszym. Cos wydarzyło się tam, po tamtej stronie, nim wyruszył. Coś, co mu umknęło. Rzucił się w ubraniu na łóżko i zatkał uszy, żeby nie słyszeć podekscytowanych głosów dochodzących zza ściany. Zacisnął powieki i w ciemności okraszonej światłami powidoków szukał punktów zaczepienia, drogowskazów.

Należy zwrócić uwagę, że dopisałem ostatni akapit. Nie bez przyczyny. Ale o tym później. Teraz zaczyna się rozdział szósty, który nosi tytuł:

 

Opowiem wam pewną historię

 

- To tutaj – powiedział ksiądz Marek, wskazując parterowy, jakby składający się z samych przybudówek dom po lewej. – Byłem…

- Jedź dalej, po prostu jedź – przerwał mu Rupert.

Szary passat przyspieszył, siedząca na tylnym siedzeniu dziewczyna krzyknęła tym swoim ptasim głosem. Ksiądz spojrzał znad kierownicy i również zauważył dwie terenówki zaparkowane tak, że zdawały się blokować drzwi wejściowe.

- O samochodach nie było mowy. Muszę najpierw to sprawdzić – stwierdził Rupert, wysiadając z auta, gdy zatrzymali się na poboczu błotnistej drogi. Już między ogołoconymi z liści brzozami, forpocztą podmiejskiego lasu. Zmierzchało. Zimowy wiatr niósł ze sobą wilgotne płaty śniegu. Dziewczyna spała skulona na tylnym siedzeniu.

- Wczoraj nie, ale mówiłem ci, że oni… - zaczął Marek.

- Nigdy. Herbert nie dopuściłby do takiej ostentacji. Pieniądze, jeszcze rozumiem, ale nie to. Ty zostaniesz z Olgą. Rozejrzę się tylko i wrócę – zapewnił go Rupert.

Młody duchowny spojrzał na towarzyszącego mu olbrzyma i westchnął.

- Gdyby coś było nie tak, wracaj. Może po prostu…- znowu zaczął i nie skończył. Jego towarzysz miał irytujący zwyczaj wchodzenia mu w słowo.

- Jasne, że wrócę. Tylko sprawdzę, czy wszystko w porządku – Rupert machnął ręką, odwrócił się i ruszył w kierunku sadu, rozpościerającego się za domem Jazona.

* * *

Banknoty piętrzyły się na biurku. Rudy niespiesznie przeliczał zdobycz i pakował pieniądze do stojącej na podłodze skórzanej torby.

- Szczęście was opuściło, co? – Siedzący naprzeciwko Herberta bandyta bawił się tłumikiem trzymanego w dłoni pistoletu. Herbert oblizał odruchowo krew ściekającą z rozciętego czoła, wprost do kącika ust. Jazon siedział w fotelu trzymając się za rozbitą głowę, ale najgorzej dostało się Porterowi. Leżał na dywanie, a jego ciałem wstrząsały drgawki.

- To było kurwa, pytanie. Odpowiadaj!

- Myślę, że tak – wybełkotał negocjator, widząc, że bandyta zakłada tłumik.

- A ja myślę, że to nie była szczęśliwa passa, synuś. I zaraz mi, kurwa, powiesz, co to było?

- Szefie! Niech dadzą dowody wypłat, żeby nie było potem, że napad rabunkowy, bo kurwy zaczną węszyć po bukach – odezwał się stojący w półotwartych drzwiach wejściowych typek w skórzanym płaszczu.

- W szufladzie – jęknął Jazon.

Herbert wzdrygnął się. Upadła kolejna blotka, którą chciał zagrać. W zasadzie pozostawało jeszcze tylko powiedzieć prawdę, licząc na łapczywość bandytów.

- Trzy trupy. Trzy ludzkie śmieci w spalonej budzie. Jak ci się to podoba śmieciu? – Herbert patrzył teraz wprost w otwór zbliżającej się lufy. Przymknął oczy, nim poczuł chłodny dotyk metalu na swoim czole. Przełknął ślinę.

- Pół na pół. To moja propozycja.

- Co ty pierdolisz?

- Weźcie te pół miliona, ale to, co od teraz wygramy, dzielimy pół na pół – szepnął.

- Co ty pierdolisz? – powtórzył tamten niczym automat.

- I nikomu więcej nie stanie się krzywda – dodał pewniejszym już głosem. – To są moje warunki, a jeśli ich nie przyjmiesz, będziesz żałował do końca życia. Herbert wypowiadając te słowa wiedział, że otrzyma cios, bo taka była logika tej dzikiej wymiany zdań. I otrzymał, co mu się należało, ale cios, który sięgnął jego skroni był zadziwiająco lekki. Oczywiście osunął się na ziemię, bo wiedział, że powinien upaść. W pewnym sensie współtworzył tę scenę. Jeszcze padał, a już rozumiał, że przynęta chwyciła, choć tylko zyskiwał na czasie. Pozostała trójka bandytów, praktycznie bezczynna po okazaniu swej bezwzględnej przewagi fizycznej, również zareagowała. Nawet ten stojący na czujce wycofał się do pokoju. Leżącego na podłodze Herberta owiało zimne powietrze.

- Ty znasz wyniki. Ten pierdolec po prostu znasz wyniki – odezwał się niegramatycznie któryś z nich.

- Znam – jęknął Herbert i udał, że stracił przytomność.

- Ściemnia jebaniutki – stwierdził typ, stojący nad nim okrakiem i jakby dla zaakcentowania swych słów wymierzył mu solidnego kopniaka. – Panowie, kończymy imprezę, kanister do środka.

Nikt się nie ruszył, ale też w tonie głosu mówiącego nie było ostrości rozkazu. Zapadła na moment cisza jakby wszyscy obecni trawili jedną myśl.

- Przecież, kurwa, mamy ich gdzie hodować, żeby sprawdzić. Co tracimy, w końcu? – odezwał się rudy.

- Nie do ciebie należy! - warknął szef, ale tama puściła i nagle każdy z bandytów miał coś ważnego do powiedzenia.

Herbert otworzył oczy i w drzwiach prowadzących do krótkiego przedpokoju zauważył jakiś ruch. Zza framugi wysunął się czubek czarnego, niezwykle szerokiego, skórzanego buciora. Potem był tylko ruch i wrzask. W pokoju rozpętał się prawdziwy tajfun. Stojący tyłem do drzwi wartownik w czarnym płaszczu, runął na podłogę z taką siłą, że z biurka spadł monitor komputera. Nim zawisł na kablu, było już po rudym rachmistrzu, a wymachujący bronią szef zderzył się ze ścianą z impetem, ale bez skuteczności tarana. Ostatni bandyta, szamoczący się z ukrytą pod pachą kaburą zdążył krzyknąć, nim został poderwany w górę i rzucony na deski podłogi. Jego głowa wylądowała tuż przy twarzy Herberta i ten, nim wstał zdążył zajrzeć w nagle zastygłe, niewątpliwie martwe oko. Jazon śmiał się nerwowo, wprost zanosił się śmiechem. Olbrzym, który przywrócił pokój jego domowi wycofał się lekko, by najpierw zamknąć drzwi wejściowe.

- Żeby nie wyziębić domu – pomyślał Herbert i wstał. Po tym prozaicznym, gospodarskim geście poznałby przyjaciela wszędzie, nawet gdyby nie zdradzały go same gabaryty.

- Trafiłeś Rupert, cóż za wyczucie czasu!

Tamten przyjrzał mu się uważnie i w końcu powiedział:

- Mogło być gorzej. Nie wyglądasz tak źle.

- Ty też nie trafiłeś na przodka cherlaka.

- Ba, jestem tu nawet mistrzem walk wszelkich – zaśmiał się Rupert i pochyliwszy się zaczął sprawdzać efekty swoich poczynań, podczas gdy Herbert z duszącym śmiech Jazonem próbowali przywrócić do przytomności Portera. W końcu ten na moment otworzył oczy, ale nie było wątpliwości, że natychmiast należy zawieźć go do szpitala.

- I jak? – spytał Rupert.

- Nie jest dobrze. Nam nic, ale on wymaga leczenia i to natychmiast.

- Marek go zawiezie, a my w tym czasie ogarniemy ten bałagan. Trochę przesadziłem, ale sytuacja tego wymagała – orzekł, ale widząc pytający wzrok Herberta, dodał kolejno wskazując leżących bandytów: - Ciężki nokaut, złamana ręka i coś z kręgosłupem, ten tylko nokaut, a ten, co tak charczy, sam nie wiem, żebra mu się chyba wbiły w to, co człowiek ma pod nimi, a ten czwarty wygląda na martwego.

- I co z nimi dalej? – spytał bez przesadnej ciekawości Herbert.

- Nie będę ich ani leczył, ani dobijał. Niech sobie jakoś radzą. My i tak musimy stąd spieprzać. Jest coś ważniejszego, ale to później. Mam też Olgę, ale w stanie, hmm… Takim sobie. Dzisiaj przygarnie nas księżulo, czyli jakby nie patrzeć wracamy do punktu wyjścia.

- Ghula ma – wychrypiał duszący się krwią bandyta.

- Zabierz im broń, ja wzywam Marka – powiedział Rupert i wyjął z kieszeni kurtki telefon.

- Na co broń? – zainteresował się Jazon.

- Do strzelania – wyjaśnił mu Rupert i w końcu namacawszy wielkim paluchem odpowiedni guzik, zadzwonił.

... 

Na dzisiaj tyle. Wracam, prawda, do obowiązków świątecznych!



tagi: negocjator 

Jacek-Jarecki
25 grudnia 2017 08:58
17     1319    5 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Jacek-Jarecki @Jacek-Jarecki
25 grudnia 2017 10:46

Moje lubią i to, i to. Na dwór wychodzą co chwilę, żeby kontrolować ulicę. Wiele się dzieje za furtką i to rzeczy bardzo ciekawych. Na przykład przed chwilą wizytował je maleńki pies uciekinier. Jaki? Nie wiem, bo widać było jeno czubek ogonka. Teraz wypatrują z foteli świątecznego śniadania, węsząc zawzięcie.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @Jacek-Jarecki
25 grudnia 2017 11:26

".... siedząca na tylnym siedzeniu dziewczyna krzyknęła tym swoim ptasim głosem."

A po co potrzebne  jest dopełnienie  "tym"?

zaloguj się by móc komentować

Jacek-Jarecki @Jacek-Jarecki
25 grudnia 2017 12:12

Ja tak z przyrodzonego prymitywizmu.

zaloguj się by móc komentować

JOLANTA1 @Jacek-Jarecki
25 grudnia 2017 13:23

Super

,czy mnie się zdaje czy rozpoznaję tu Corylusa i valsera resztę

Błogosławionych Świąt

zaloguj się by móc komentować

JOLANTA1 @Jacek-Jarecki
25 grudnia 2017 13:25

ma byc-  i Resztę 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @stanislaw-orda 25 grudnia 2017 11:26
25 grudnia 2017 13:42

Bo nie znamy całego rozdziału 6. "Tym" wynika z fragmentu, który dopiero nam pokaże autor. Nam szczerą nadzieję że zaraz po świętach. 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Jacek-Jarecki
25 grudnia 2017 13:44

Świetny prezent pod choinkę. Dalszej weny na i po Świętach Narodzin Pańskich, i wszelkiego błogosławieństwa w Nowym Roku dla ciebie i całej rodziny. 

Ps. Strasznie te kundle rozpieszczasz.  

zaloguj się by móc komentować


Jacek-Jarecki @Magazynier 25 grudnia 2017 13:42
25 grudnia 2017 13:58

Iiii... Toć to brudnopis. 

Mniemam, że pójdzie. Trudniej wpleść wiadome wątki, choć w teraz ciąg dalszy wydaje się nieco prostszy, choć z drugiej strony, będę miał trzy rodzaje bohaterów, dwa typy narracji, a może i dwa czasy. Dla cierpliwych!

zaloguj się by móc komentować

Jacek-Jarecki @Magazynier 25 grudnia 2017 13:44
25 grudnia 2017 14:00

Suczki są bardzo grzeczne i właśnie tak każą się traktować.

Pies reguluje życie w domu i ratuje nas przed poczuciem pustki, która zawsze potrafi wpaść do najszczęśliwszego nawet domu, choć na chwilę. Pies nie pozwala się jej rozgościć. To czujny przyjaciel.

zaloguj się by móc komentować

JOLANTA1 @JOLANTA1 25 grudnia 2017 13:23
25 grudnia 2017 15:32

Chodzi mi o pierwowzory postaci Negocjatora i Ruperta

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Jacek-Jarecki 25 grudnia 2017 14:00
25 grudnia 2017 16:08

Zgadzam się z przedmówcą w całej rozciągłości. Ale gospodarz raczy uzależniać swoje szlachetne psice od bitek, rolmpsów, zawijasów i innych frykasów.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Jacek-Jarecki 25 grudnia 2017 13:58
25 grudnia 2017 16:09

Osz ty w życiu! Czekam w takim razie. Będą dwaj narratorzy? Ale brudnopisu nic tu nie wskazuje.  

zaloguj się by móc komentować


Jacek-Jarecki @Magazynier 25 grudnia 2017 16:09
25 grudnia 2017 16:35

To się musi zgrać z "Prawem..." w jedną całość. Negocjator jest pisany "z pozycji Boga" a pierwszy tom, w większości w pierwszej osobie. I teraz popatrz, jaka zagwozdka. "Ja"  nie mogę przejąć przecież narracji Negocjatora, a tym bardziej odwrotnie. 

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @Jacek-Jarecki
25 grudnia 2017 21:53

Jest moc. :)

Wesołych Świąt!

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Jacek-Jarecki 25 grudnia 2017 16:35
25 grudnia 2017 22:22

Ale co to jest ten pierwszy tom? Bo w znanych mi tekstach Negocjatora wszystko jest w trzeciej osobie. Są te fragmenty, cała ich masa, gdzie wszystkowiedzący narrator patrzy tylko przez Herberta. Narracja dosłownie w pierwszej osobie jest tylko w Prawie we fragmentach z Jędrzejem i tobą. Na marginesie fajnie to się układa. Prawo przeczytałem dopiero do 100 którejś strony.

Tak czy inaczej zagwozdka jest. Ale czy jest przymus powiązania obu powieści? I jak na razie Prawo to jest coś jak wprowadzenie w ten obłędny świat. Negocjator to spojrzenie z innej strony na ten sam świat i próba rozwiązania. 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować